Z bronią przez most Kierbedzia

7 Stycznia 2013

Jednym z zadań członków harcerskich oddziałów działających w konspiracji były transporty broni. Było jej zawsze za mało, więc gospodarowano nią oszczędnie i dostarczano żołnierzom dopiero tuż przed akcją. Po zakończeniu działań, broń odbierano i przewożono ponownie do kryjówki. Zdarzało się, że trzeba było zmienić lokalizację schowka, ze względu na zagrożenie wykryciem. Często do transportu broni angażowano młode dziewczęta. Musiały niejednokrotnie wykazywać się sprytem i refleksem, bo we wciąż zmieniających się warunkach okupacyjnych, łapanki lub rewizje mogły zdarzyć się niemal wszędzie.

W pierwszych dniach lutego 1944 roku takie zadanie przypadło "Janinie" - Halinie Strachalaskiej. Miała przewieźć broń potrzebną do odbicia "Lota" - Bronisława Pietraszewicza, i "Cichego" - Mariana Sengera, ze szpitala Przemienienia Pańskiego na Pradze, gdzie ciężko rannych przywieziono po udanej akcji na Kutscherę.

Skrytka III plutonu oddziału dywersyjnego "Pegaz" - późniejszy batalion "Parasol", znajdowała się w domu na Królewskiej 31 w mieszkaniu nr 35 należącym do "Dryla" - Antoniego Biernawskiego. "Janina" schowała broń do dużej teczki, prawdopodobnie był to rozłożony pistolet maszynowy Sten, normalne pistolety i kilka granatów. Teczka przez to była pękata i ciężka. W czasie transportu broni miała być ubezpieczana przez żołnierzy III plutonu. Przeszła ulicą Królewską w stronę Krakowskiego Przedmieścia, minęła Dziekankę i wsiadła do tramwaju na przystanku przy Nowym Zjeździe. Stanęła w pierwszym wagonie na przednim pomoście przeznaczonym dla Niemców. Znajdował się tam tylko jeden Niemiec, który, być może porażony niedawnym zamachem na Kutscherę, nie zwrócił na dziewczynę żadnej uwagi. Jak dotąd wszystko szło zgodnie z planem.

Pasażerów w wagonach było niewielu. Okazało się, że na przystanku za mostem Kierbedzia Niemcy zatrzymują tramwaje i zgarniają ludzi do rewizji. "Janina" nie mogła na to pozwolić. Plan nie obejmował wpadki, trzeba było coś wymyślić. Przyłapanie z torbą pełną broni skończyłoby się brutalnym przesłuchaniem i śmiercią. Nie było innej opcji.

Pomógł jej motorniczy, który wykazał pełne zrozumienie dla sytuacji. Starał się jechać jak najwolniej przez most, czasem nawet zatrzymując się, by zrobić sobie miejsce na szynach tuż za mostem, nie zatarasowane poprzednim tramwajem. Dzięki tym manewrom udało mu się minąć przystanek. Ponieważ w tramwaju znajdowało się niewiele osób, niemieccy żandarmi rewidujący pasażerów, pokrzykując jedynie, przepuścili rozpędzony pojazd, który dość szybko przejechał dalej, zatrzymując się dopiero przy Targowej.

Tym sposobem "Janinie" udało się bez dalszych problemów dostarczyć przesyłkę na wyznaczone miejsce przy ulicy Jagiellońskiej.

 

Wszystkich zainteresowanych historią Syreniego Grodu zapraszam na:

Spacery po Warszawie